Kino alternatywne i kino głównego nurtu mimo wszystko mają
ze sobą wiele wspólnego bowiem wywodzą się z jednej dziedziny i czy komuś się to podoba czy nie, wzajemnie na
siebie oddziałują. Tak było w przypadku filmu Seks, kłamstwa i kasety wideo (1989) w reżyserii Stevena Soderbergha,
który mimo, że w oczywisty sposób różni się na od polskiego kina niezależnego, jest
znakomitym przykładem dzieła mającego wielki wpływ na mainstream. Otóż po
premierze Seksu.. publika oszalała,
zapychają małe art-house’owe kina, nabijając tym samym kieszenie producentów.
Ci ostatni zachłysnęli się sukcesem, a wraz z nimi Hollywood zaczął patrzeć
łakomym okiem na dokonania kina alternatywnego, dostrzegając w nim znaczny potencjał.
W ten oto sposób produkcja niezależna (naturalnie z uwzględnieniem relacji
panujących w USA) wdarła się na salony, przetarła szlak, którym podążyli
kolejni twórcy.
Najprościej pisząc chodzi o oddziaływanie i relację na linii kino offowe – kino głównego nurtu. Wspomniany już Andrew Bujalski poprzez swoje filmy w wyraźny sposób nawiązywał do Johna Cassavetesa czy Maurice Pialata. Przejawiało się to oczywiście na poziomie fabuły i rozwiązań formalnych, znacznie gorzej było z realizacją techniczną, która była ograniczana wątłym budżetem. Warto w tym miejscu wspomnieć o pojęciu lo-fi, które oznacza dźwięk mono czyli niską, amatorską jakością nagrania dźwięku. Nie zawsze wynikało to z braku pieniędzy, niekiedy (a twórcy Mumblecore są na to doskonałym świadectwem) była to przemyślana koncepcja artystyczna. I o ile kino głównego nurtu nigdy nie mogło sobie pozwolić na taką ekstrawagancję, kolejne wpisy ujawnią dalsze jeszcze bardziej zaskakujące powiązania.
Najprościej pisząc chodzi o oddziaływanie i relację na linii kino offowe – kino głównego nurtu. Wspomniany już Andrew Bujalski poprzez swoje filmy w wyraźny sposób nawiązywał do Johna Cassavetesa czy Maurice Pialata. Przejawiało się to oczywiście na poziomie fabuły i rozwiązań formalnych, znacznie gorzej było z realizacją techniczną, która była ograniczana wątłym budżetem. Warto w tym miejscu wspomnieć o pojęciu lo-fi, które oznacza dźwięk mono czyli niską, amatorską jakością nagrania dźwięku. Nie zawsze wynikało to z braku pieniędzy, niekiedy (a twórcy Mumblecore są na to doskonałym świadectwem) była to przemyślana koncepcja artystyczna. I o ile kino głównego nurtu nigdy nie mogło sobie pozwolić na taką ekstrawagancję, kolejne wpisy ujawnią dalsze jeszcze bardziej zaskakujące powiązania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz